Właśnie dlatego pracodawca nie może ujawnić informacji o tym, ile kto w firmie zarabia. To zasada, od której jest tylko kilka wprost określonych w przepisach wyjątków, jak na przykład przekazywanie informacji do ZUS czy urzędu skarbowego. W każdej innej sytuacji pracodawca ujawniający informację o wynagrodzeniu pracownika naraża
Główna. 773. Samobójstwa mężczyzn. Fb zbanował dziennikarza za uds artykułu. Samobójstwa mężczyzn? Po co o tym mówić, to niedobra jest. Fb i TikTok zbanowały dziennikarza za udostępnienie informacji o tym, że w Polsce zdecydowana większość samobójstw dotyczy mężczyzn. kontrrewolucja_net. kontrrewolucja_net.
Ale po co o tym mówić, to niedobra jest tylko spokojnie. No to chyba mogą sobie decydować sami gdzie latają ich samoloty oraz z jakich krajów (i z kim na pokładzie) do nich przylatują. To się chyba nazywa - niezależność @Xanthus wspieranie zbrodniarzy wojennych, tym bardziej w świetle historycznych doświadczeń z podobną
"Blokada premiery za zgodność historyczną. Swastyki zatrzymały polską grę na Steam." Ale po co o tym mówić. To niedobra jest! 😒 spidersweb.pl/2021/05/land-o…
. Krzysztof Baliński Dziwna to wojna. Prowadzona jakby od niechcenia. Nikt jej nie wypowiedział, nikt nie zerwał stosunków dyplomatycznych. Nie wysadził „ruskich” rurociągów, a wprost przeciwnie Rosja pompuje ropę i płaci Ukrainie miliardy za jej tranzyt. Putin nie bombarduje wież telewizyjnych, pozwalając na kabaretowe występy ekipy filmowo-telewizyjnej Zełenskiego. Kaczyński przemieszcza się kolejową salonką po polu bitwy, a właściwie po ustanowionym dwa lata temu na Wołyniu „szlakiem chwały bojowej UPA”. Zginęło 1232 cywilów (w Syrii 500 tysięcy, a w Hucie Pieniackiej 1200 kobiet i dzieci, i to w ciągu jednej nocy). Wojna wydaje się być bezsensowna, sztuczna, niezrozumiała. A może inny jest jej cel, i nie jest nim tylko Ukraina? W doskonale przygotowanej i skoordynowanej akcji Polskę zasiedlają miliony „uchodźców”. I czy to nie z nią toczy się niewypowiedziana wojna? A może chodzi o kolorową rewolucję, która nie zawsze ma na celu obalenie rządu, lecz osłabienie jego narodowego komponentu? Rewolucję, w której pochodzącym z warszawskich Nalewek dywersantom Sorosa sekundują Berlin, Bruksela i „zielone ludziki”, ale nie Rosjanie, tylko TVN i YouTube. I czy ta ferajna nie stanowi większe zagrożenie dla Polski niż Putin i Łukaszenko razem wzięci? Szkopuł w tym, że stojący u steru władzy zagrożenia próbują odpierać ustępstwami, a nawet zwracaniem się do reżyserów owej rewolucji o pomoc. No i w tym, że wszystkie polityczne inwestycje Sorosa dotyczą wyłącznie żydokomuny. Czy nie chodzi o wcielenie Polski do federacyjnego unijnego państwa zarządzanego przez Niemcy, o zamienienie Polski w źródło taniej siły roboczej zatrudnionej w niemieckich hurtowniach i montowniach? Czy masowa akcja przesiedleńcza nie jest znaczącym krokiem do przodu w dziele budowy IV Rzeszy? I jeszcze jedno: Dlaczego Polacy, ofiary resetu uczestniczą w nim z wielkim entuzjazmem, własnymi rękami likwidując sobie państwo? Kto otwarł Polskę na przestrzał? Kto wygenerował ruch na wschodniej granicy? Kto tworzy popyt na uchodźców? Kto steruje wielką akcją przesiedleńczą, która zmienia radykalnie i nieodwracalnie strukturę etniczną Polski? Kto robi wszystko, żeby zostali w Polsce na zawsze? Dlaczego roztaczają przed nimi wizję wspaniałej przyszłości, fundują wczasy all inclusive, nadają przywileje? Kto oskarża zadających takie pytania o „sabotaż wysiłku wojennego” i brutalnie szantażuje: Ten, kto nie akceptuje zmian w konstytucji stoi za śmiercią ukraińskich cywilów? Była szokowa transformacja gospodarcza, jest szokowa transformacja etniczna. W politykę szajek rządzących Polską wpisuje się nieprzerwany, zapoczątkowany przez Balcerowicza, kontynuowany przez Tusk, a sfinalizowany przez Morawieckiego proces podmiany ludności, pomysł na „białego murzyna”, na kraj bez „ciemnego, ksenofobicznego motłochu”, ze skundloną etnicznie tanią siłą roboczą. „Jesteśmy gotowi na przyjęcie kilku, 4-5 milionów uchodźców” – to Morawiecki, kilka tygodni przed wojną. „Przyjmujemy wszystkich, kto będzie chciał – to szef bezpieki. „Dla każdego uciekiniera z Ukrainy znajdziemy dach nad głową i darmowy posiłek” – to minister rodziny.„Obywatele Ukrainy zapewne zostaną z nami dłużej” – to szef Kancelarii Premiera, ten sam, który kilka miesięcy temu złowieszczo zapowiedział: Rząd rozpoczyna pracę nad rozwiązaniami, które pozwolą na uproszczenie procedur i możliwości związanych z osiedleniem się w Polsce wszystkich potomków mieszkańców I i II Rzeczypospolitej. Zdradzając, że chcą osiedlić w Polsce niepolskie nacje, bo „potomkowie mieszkańców” to nie potomkowie Polaków. Jeśli cię to nie przekonuje, to przypomnij sobie słowa Dudy: Tu jest Polin. No i przeczytaj „Jerusalem Post”, który 11 dni przed rosyjską inwazją pisał o tajnych planach rządu izraelskiego dotyczących 200 tysięcy obywateli ukraińskich pochodzenia żydowskiego. „Trwająca dziś operacja przerzutu Żydów była przygotowywana kilka tygodni przed rozpoczęciem rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Centrum dowodzenia znajduje się w hotelu Novotel w Warszawie” – pisała „Rzeczpospolita”. Kiedy zaczęły się przygotowania? – Pod koniec stycznia. Czyli dużo wcześniej, niż Putin zaczął wojnę? – pyta gazeta. Mieliśmy informacje – odpowiada Szmul Szpak z Agencji Żydowskiej. Tylko cyferki się nie zgadzają. Na lotnisko Ben Gurion dotarło 5 tysięcy uprzednio wyselekcjonowanych, jak na Umschlagplatz, etnicznie i religijnie. Ale o tym, nie mów głośno, bo „to niedobra jest”. Jesteśmy sługami narodu ukraińskiego – rzekło polskie MSZ ustami swego ryżego rzecznika. Ale to nie on i nie po raz pierwszy zdradził, czyimi są sługami. Jarosław Kaczyński o uchodźcach: Nas stać, bo jesteśmy 3 razy bogatsi od Ukrainy (…) Nie będziemy chodzić po prośbie. Nie będzie relokacji”. Andrzej Duda: „Bezpieczeństwo Ukrainy jest częścią naszego bezpieczeństwa”. Wcześniej prezydent wszystkich Polaków ogłosił: Wszyscy jesteśmy Żydami (a Morawiecki: Wszyscy jesteśmy Ukraińcami). Minister edukacji: „Polskie szkoły przyjmą 700 tysięcy ukraińskich uczniów”. No i precedens na skalę świata – aby zostać w Polsce studentem lub profesorem, przybyły do Polski Ukrainiec nie musi spełniać żadnych warunków. Nie musi nawet słowo umieć po polsku, mieć matury, indeksu, dyplomu. Wystarczy oświadczenie woli i ustne zapewnienie, że był nim na Ukrainie. MSZ jest opanowany przez dwie szajki, żydowską i bezpieczniacką, których szefowie dogadali się w Magdalence i które reprodukują się już w drugim, a nawet trzecim pokoleniu – tak mówi teoria spiskowa. Są jednak rozliczne namacalne dowody świadczące o tym, że gdy Bronisław Geremek kompletował „zespół”, kierował się regułą: żydowskie pochodzenie, bezpieczniackie przeszkolenie i rekomendacja Michnika. Zresztą, co tu dużo mówić, wśród b. ministrów jest czterech potomków funkcjonariuszy NKWD, dwóch potomków funkcjonariuszy KPP i Radek, wypromowany przez wuja majora KBW i profesora Bauman, też majora KBW. No i mamy, co mamy – stosunki z Ukrainą nie są normalne, bo po stronie polskiej są wyznaczane przez mniejszości, a jeśli są jakieś fora dyskusyjne, to bierze w nich udział tylko mniejszość ukraińska. Tu kolejne pytania:Czy u przedstawiciela mniejszości narodowej nie dojdzie do konfliktu lojalności? Czy Ukrainiec powinien działać w MSZ na odcinku ukraińskim, a syn banderowca w komórce wschodniej Agencji Wywiadu? Czy nad repatriacją Polaków z Kazachstanu pieczę sprawować musi obcoplemieniec? I wreszcie – czy powodem tego, że pion śledczy IPN nie osądził ani jednego zbrodniarza UPA, a wszystkich skazanych rezunów zrehabilitował i zaliczył w poczet osób „represjonowanych przez PRL ze względów politycznych” nie jest to, że wiele stanowisk w IPN obsadzonych jest Ukraińcami? Temat drążyć można innym pytaniem: Czy powodem tego, że na Wschodzie ponosimy same porażki nie jest to, że wszystkie ważne stanowiska w naszych ambasadach obsadzone są osobnikami, jak mówił kresowy poeta, „nie z Ojczyzny mojej”? Czy nie dlatego wydają 700 tysięcy wiz dla Ukraińców, a kilkanaście wiz dla Polaków z Kazachstanu? I czy może dziwić, że w Astanie, gdzie na repatriację czekają tysiące Polaków, ambasadorem był znawca jidysz, dziś jest Tatar, a wiceminister powiedział: „repatrianci z Kazachstanu są za drodzy w utrzymaniu i nie znają języka polskiego”? A może powodem jest to, że wielu pośród tych, co rządzą Polską są mniej Polakami niż zesłańcy, i wiedzą, że ich losy ważą się w kręgach „Wyborczej”, a nie w kresowych wioskach? No i jak z dziurawego wora posypały się „sukcesy” polskiej dyplomacji: Morawieckiego ze szczytu UE z grudnia 2020; Kaczyńskiego z jego misją pokojową NATO i migami oraz polityką zagraniczną przełączoną w tryb funkcjonowania Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy; Dudy, gdy na nartach w Wiśle, z buzią rozbawionego dziecięcia deklarował: „Bezpieczeństwo Ukrainy jest częścią naszego bezpieczeństwa”, a „dozbrajanie Ukrainy jest politycznym nakazem chwili i Polska powinna przeznaczyć na ten cel wszystkie dostępne środki, nie pytając nikogo o zdanie”. À propos – Duda wcześniej przebywał na kwarantannie, i czy nie powinien był na tym poprzestać? Ale to nie wszystko – wojenni przegrani z Ministerstwa Spraw Przegranych, jakby nigdy nic, głoszą: „Niemal cała Europa zaczęła odważnie przemawiać po polsku”; „Polska mocarstwem humanitarnym”; „Wróciliśmy do pierwszej ligi”; „Dzięki dyplomatycznej harówie Europa i świat przyjęły w końcu polskie spojrzenie na putinowską Rosję, tchórze przestali się bać, pochlebcy Putina przymknęli gęby, a rosyjska agentura i kremlowskie lobby w UE zeszły do podziemia”. Polska to kraj 2 milionów młodych wygnanych za chlebem, z karłowatą armią, z gigantycznym zadłużeniem, stadami lichwiarzy strzygących kraj z resztek majątku, gdzie rośnie jedynie liczba generałów i admirałów, długość ścieżek rowerowych, odsetki od kredytów w szwajcarskich frankach, rządowa pomoc dla Ukrainy i uzależnienie od nowojorskich banksterów. To równocześnie państwo przypisujące sobie rolę herolda misji cywilizacyjnej na Wschodzie, miotające bełkot o „białoruskich i putinowskich standardach”. I tu konstatacja: żeby troszczyć się o bezpieczeństwo państwa, żeby prowadzić jakąkolwiek politykę zagraniczną trzeba mieć MSZ, a nie jego atrapę. Zamiast trzymać się z dala od konfliktów, które Polski nie dotyczą, wsadzają palce między drzwi i futrynę, wdają się w gry, których zasad nie znają. Czy wiedzą, kim jest ich partner? Przecież nie klaun, tylko sowiecko-żydowscy oligarchowie. W stosunku do Ukrainy wszystkie państwa mają własną narrację, z wyjątkiem Polski. My za swoją przyjęliśmy ukraińską. I czy nie stąd bezmyślna paplanina polityków nierozumiejących istoty geopolitycznych gier? Ponieważ w dzisiejszych czasach prawdziwe są tylko teorie spiskowe, oto jedna z nich: W całej miłości PiS do Ukrainy nie chodzi o wojnę z Putinem, ale o oligarchów, których (poza tym, że rozkradli Ukrainę) łączy jedno – przed świętem chanuki gremialnie udają się prywatnymi odrzutowcami do Izraela. Na Ukrainie interesy robili wszyscy – Rosja, USA, Niemcy, Izrael, a nawet taka biznesowa miernota jak Sławomir Nowak, tylko nie my. My pomagaliśmy Ukrainie, dając kredyty… oligarchom. Jeszcze inna teoria: prawdziwą machlojką jaczejki, która sprawuje władzę „w tym kraju” jest UkraPolin. Na naszych oczach realizuje się scenariusz, który wydawał się koszmarnym snem – Polska przegrywa z kretesem. Gdy bitewny kurz opadnie, dla Polski nie będzie miejsca na defiladzie „moralnych zwycięzców”. I znajdą się po temu argumenty: niepraworządny, odrażający moralnie reżim, współwinny ukraińskiej tragedii, który spiskując przeciwko Europie z prorosyjską Le Pen „rozbił europejską jedność w interesie Putina”, który chciał wojny, podżegał do niej, dla którego wojna i pozostanie Putina przy władzy było korzystne i który wszystko robił, żeby wojna trwała jak najdłużej. Obowiązywać będzie jedna linia: w Brukseli kapitulacja na całej linii, żadnych negocjacji, żadnych kompromisów, poddanie się narracji, że cokolwiek narodowe to „agenda Putina”. Kaczyński podda sprawę sądownictwa. Ostateczna federalizacja UE zrealizowana zostanie rękami Morawieckiego, a Kaczyński ogłosi „albo UE albo Putin”. Ze zwycięską Rosją w imieniu Europy rozmawiać będą Niemcy, a plan Marshalla dla Ukrainy sfinansuje Polska. Niepokoi wyjątkowa jednomyślność polskiej klasy politycznej. Drobne animozje wynikają jedynie z licytowania się, kto jest bardziej proukraiński i kto da Ukraińcom więcej. Nie mniej niepokoi, że gazety „Wyborcza”, „Polska” i „Warszawska” stoją w jednym szeregu. Ale szykuje się jeszcze większa tragedia – rząd jedności narodowej i to, że jutro Polską może rządzić Tusk, MSZ-em Sznepf, a w Belwederze zasiądzie Trzaskowski. Biden, przedstawiciel państwa, które na tej wojnie robi największy interes, przyjechał do państwa, które na tej wojnie robi najgorszy interes i nic nam nie dał. W dodatku za poklepywanie po ramieniu drogo zapłacimy, ogołacając z broni własną armię i oddając ją Ukrainie, skupując bezwartościową hrywnę, udzielając bezzwrotnych kredytów, oddając szpitale, szkoły i żłobki przybyszom. Biden eksponował żydowskie pochodzenie Zełenskiego, jako dowód na to, że Ukraina nie wymaga „denazyfikacji”. Za to zdenazyfikuje Polskę. Przy czym „naziści” to nie tylko antysemici, ale i ci którzy mówią o nazistach z SS Galizien i ci, którzy nie chcą zapomnieć o niemowlętach nabijanych na sztachety, o dziewczynach zgwałconych na śmierć, o chłopakach ciętych piłami, obdzieranych ze skóry i rozrywanych końmi, o starcach palonych żywcem. Zapowiedzią jest wpis na TT ryżego ministra i spotkanie prezesa YouTube z Morawieckim oraz słowa obu osobników: Polski rząd i Google chcą wspólnymi siłami stworzyć potężny system walki z fałszywymi wiadomościami i dezinformacją. Nie jest tajemnicą, że Kreml czyni co tylko może, by skłócić Polaków z Ukraińcami, doprowadzić do niepokojów społecznych. Z YouTube zniknęło ponad 12 tysięcy kanałów i 30 tysięcy filmów, które szerzyły mowę nienawiści i publikowały niedozwolone treści. Google ma zamiar skupić się na Polsce, ponieważ to właśnie tutaj istnieje potrzeba wsparcia zarówno społeczeństwa polskiego, jaki ukraińskiego. Jeszcze inne pytanie: Czy znowu jak w czasach, gdy instalowaliśmy na Majdanie rządy żydowskich oligarchów i krzewiliśmy demokrację na Białorusi, nie zaczną nas zachodzić od tyłu Judejczykowie? Czy Światowy Kongres Ukraińców, tak jak Amerykański Kongres Żydów, nie wróci z żądaniem odszkodowań i restytucji mienia za Akcję „Wisła”? Czy nie chodzi o kaskadę wydarzeń: Polska zdruzgotana gospodarczo z rozgrodzonymi granicami, przez które przelewają się hordy obcych; nadawanie koczującym w Polsce uchodźcom z Dzikich Pól statusu rezydentów na specjalnych warunkach, włącznie z przywilejem noszenia broni; wprowadzenie języka ukraińskiego jako urzędowego; chaos i starcia na tle etnicznym (ale nie z Ukraińcami, lecz między Polakami, z Ukraińcami przyglądającymi się i przeżuwającymi popcorn); masowa emigracja Polaków na Zachód? Czy dla udobruchania rezunów nie wyślą Dudy do Kijowa z kolejną bezzwrotną miliardową pożyczką, nie zbudują 100 pomników Bandery w miejscach wskazanych przez ambasadora Ukrainy (Placu Piłsudskiego nie wyłączając)? A gdyby to nie wystarczyło, czy nie oddadzą Przemyśla, a we Wrocławiu komisarycznym prezydentem nie zrobią Wołodymyra Frasyniuka? I czy to nie Holland, a my, będziemy wzdychać żeby było tak, jak było? Wiedzieliśmy, że Kaczyński lubi koty i małych ludzi, a Duda Żydów. Ale nie wiedzieliśmy, że tak kochają Ukraińców. Jaką trzeba jednak być mendą, aby tak, jak „Gazeta Polska” zorganizować Marsz Żołnierzy Wyklętych w barwach ukraińskich. Jakim trzeba być kabotynem, żeby postawić znak równości między Buczą a Katyniem. Hańba domowa – tak Jacek Trznadel nazwał kolaborację żydokomunistycznych elit ze Stalinem w negowaniu zbrodni katyńskiej i przypisywaniu jej sprawstwa Niemcom. Dzisiaj hańbą domową jest kolaboracja elit III RP z potomkami Bandery i przypisywanie mordów UPA Rosjanom. W tym miejscu przypomnijmy, że Rosjanie przeprosili za Katyń, odtajnili dokumenty, sfinansowali budowę cmentarza, na którym w 2010 Putin złożył wieniec. Co można zrobić? Dziś, gdy Polacy z wielkim entuzjazmem i własnymi rękami duszą nazistów, gdy zmykanie ust cieszy się powszechną aprobatą, przechodzi w samosądy oraz lincze medialne i uznawane jest za „patriotyczne”, wypchnięcie z ośrodka, który wytwarza polską myśl polityczną obcych agentów nie wchodzi w rachubę. Podczas wojny podziemie likwidowało folksdojczów a dziwkom zadającym się z okupantami goliło głowy. Na pierwsze koniunktury nie ma. Ale na golenie łbów i sporządzanie list hańby z nazwiskami tych, którzy przyczynili się do takiego upodlenia Polski – jest. Przypomnieć Romana Dmowskiego: „Istnieją Polacy i pół-Polacy, a rasa pół-Polaków musi zginąć”. Mówić bez ogródek: Nie ma żadnych dwóch wizji Polski. Jest wolna Polska versus państwo zarządzane przez cadyka lub gauleitera. Głośno wymawiać słowo „Zdrada”. No i mówić Polakom: przyjmujesz Kozaka – wysiedlasz Polaka. Pamiętajmy też, że z Polską poszłoby im jeszcze lepiej,gdyby nie nasz nacjonalizm i antysemityzm. No i więcej optymizmu. Mamy najgłupszą dyplomację na świecie, ale mamy też Polkę najpiękniejszą w świecie, najlepszą tenisistkę i najlepszego piłkarza świata. Post Views: 3 107
10 rzeczy, których inteligentni ludzie starają się nie mówić w pracy 27 kwietnia 2022, 8:45. 2 min czytania Słowa mają ogromne znaczenie. Inteligentni ludzie zdają sobie z tego sprawę i przykładają wagę do zawartości swojego słownika. Pewne rzeczy wykreślają z niego na stałe, innych nigdy nie stosują w pracy. Albert Einstein | Foto: Acme / Wikimedia Commons Słowa, które wypowiadamy w pracy, wpływają na nasz profesjonalny wizerunek Według zajmującego się inteligencją emocjonalną eksperta inteligentni ludzie nie używają w pracy określonych słów i zwrotów, które mogłyby źle o nich świadczyć Więcej takich historii przeczytasz na stronie głównej Znany z LinkedIn influencer dr Travis Bradberry, współautor książki "Emotional Intelligence uważa, że pewne słowa i wyrażenia zawierają w sobie negatywny ładunek. Ich używanie w pracy podważa twój profesjonalny wizerunek. Travis Bradberry w jednym ze swoich artykułów wymienił 10 słów, których inteligentni ludzie starają się unikać jak ognia. Ekspert radzi, by zwrócić uwagę na to, czy zdarza nam się (nad) używać tych wyrażeń i wykreślać je stopniowo ze swojego słownika. 1. Zawsze robiliśmy to w ten sposób W dobie gwałtownego postępu technologicznego mówienie o tym, że zawsze coś robiło się w pewien sposób i tak powinno zostać, nie świadczy najlepiej o naszych predyspozycjach do pracy w nowoczesnej firmie. Wymaga się od nas byśmy byli gotowi do ciągłych zmian. Ponadto tego typu stwierdzenia mogą powodować, że nasz szef zacznie zastanawiać się, czy nie jesteśmy przypadkiem zbyt leniwi. Czytaj także w BUSINESS INSIDER 2. Nie umiem Kategoryczne stwierdzenie "nie umiem", często jest odbierane jako "nie chcę". Zanim przyznamy się do tego, że czegoś nie umiemy, musimy próbować. Najczęściej okazuje się, że udaje nam się to pojąć, nim mamy szanse powiedzieć "nie umiem". Jeżeli okazuje się, że naprawdę czegoś nie potrafimy zrobić w pewien sposób, musimy poszukać alternatywnego rozwiązania. Profesjonalista nigdy nie powie, że czegoś nie umie. Po prostu zrobi to inaczej. 3. To niesprawiedliwe Każdy wie, że życie jest niesprawiedliwe. Używanie stwierdzenia "to niesprawiedliwe" sprawia, że wychodzimy na niedojrzałych i infantylnych. Nawet jeżeli coś wydaje nam się nie do końca w porządku, musimy znaleźć logiczne argumenty, których możemy użyć w dyskusji nad wprowadzeniem ewentualnych zmian. Dalsza część tekstu znajduje się pod materiałem wideo: 4. To nie należy do moich obowiązków W pracy warto być asertywnym i nie dawać sobie wejść na głowę, jednak wszystko można wyrazić na dwa sposoby: właściwy i niewłaściwy. Sarkastyczne stwierdzenie, że "to nie należy do moich obowiązków" nie jest właściwie. Powoduje, że jesteśmy odbierani jako osoby, które chcą robić tylko i wyłącznie absolutne minimum. Natomiast spokojna i rzeczowa rozmowa z szefem na temat twoich obowiązków, tego, co jesteś w stanie, a czego nie jesteś skłonny robić, to zupełnie inna sprawa. 5. To może głupi pomysł.../ Zadam teraz być może głupie pytanie... Być może wydaje ci się, że tego typu stwierdzenia stanowią swego rodzaju zabezpieczenie ("przecież ostrzegałem, że nie jestem pewien, czy to dobry pomysł"). Niestety działają one tylko i wyłącznie na twoją niekorzyść. Słuchacze słyszą najmocniejsze słowo z całego zdania, czyli "głupi". Mogą zacząć postrzegać cię w ten właśnie sposób – jako osobę głupią. Twój brak pewności własnej inteligencji niestety udziela się innym. 6. Spróbuję Nie mów: "spróbuję". Mów: "zrobię". "Spróbuję" podważa twoją pewność siebie, tego, że jesteś w stanie wykonać zadanie. 7. To zajmie tylko minutkę Jeżeli nie zamierzasz wykonać swojego zadania w 60 sekund, nie mów, że tak będzie. To wygląda, jakbyś się spieszył lub twoje zadanie było możliwe do zrobienia w tak krótkim czasie, a więc wyjątkowo proste. Więc po co o nim mówić? 8. Nienawidzę tej pracy Nawet jeżeli wszyscy czasem nienawidzimy swojej pracy, tak naprawdę nikt nie ma ochoty słuchać narzekania innych. Osoby, które regularnie marudzą, są uznawane za negatywnie nastawione i obniżają morale grupy. 9. To nie moja wina Podobnie jak "to niesprawiedliwe", "to nie moja wina" brzmi niedojrzale. Nawet jeżeli wiesz, że błąd, za który ponosisz konsekwencje, był tylko po części twoją winą, że inni odpowiadają za niego bardziej, musisz wziąć to na swoje barki. Kiedy powiesz, że "to nie twoja wina", będziesz musiał wskazać tego, kto twoim zdaniem ponosi odpowiedzialność. To nie podniesie twojego statusu w zespole. 10. On jest niekompetentny/leniwy/głupi Mądrzy ludzie nie oceniają innych, przynajmniej nie głośno. Po pierwsze to niegrzeczne, by źle mówić o swoich kolegach. Jeżeli mamy jakieś uwagi odnośnie do ich pracy, możemy z nimi porozmawiać w cztery oczy. Jeżeli ktoś istotnie nie jest kompetentny, wszyscy i tak już o tym wiedzą. Nota od wydawcy: powyższy artykuł był pierwotnie opublikowany w lutym 2018 r. i został zaktualizowany. Najpopularniejsze w BUSINESS INSIDER Rozwój osobisty Te oznaki mogą wskazywać, że jesteś bardziej inteligentny niż myślisz Shana Lebowitz, Aine Cain Rozwój osobisty 7 oznak tego, że odniosłeś większy sukces, niż ci się wydaje Busines Insider Polska Strategie 6 historii o Jeffie Bezosie, które pokazują, jakim jest szefem Rozwój osobisty 12 historii z życia Billa Gatesa, które pokazują, że jest ekscentrycznym geniuszem Matt Weinberger Zdrowie Masz problemy z zasypianiem? Oto metoda wojskowych, która pomoże ci zasnąć w dwie minuty Busines Insider Polska Lifestyle Skończyłam 55 lat. Oto 8 życiowych prawd, do których wolałabym dojść dużo wcześniej Laura McCamy Rozwój osobisty Klucz do sukcesu? Dowódca Navy Seals wyjaśnia, jak nauczyć się nie rezygnować Kariera Milioner wyjaśnia, jak przygotował się, by osiągnąć sukces po trzydziestce Libby Kane, Alyson Shontell, Patryk Pallus
Według badania BiKu tylko 38 procent ludzi biorących #wakacjekredytowe przeznaczy je na nadpłatę kapitału. Reszta zwyczajnie rozpierdoli kasę XD W tym miejscu pragnę serdecznie przeprosić wszystkich tych, którzy twierdzili, ze tak będzie, kiedy ja wierzyłem, ze Polacy są rozsądni i będą nadpłacać kredyty XD Jednak religia zamiast ekonomii w szkole robi robotę XDDD #kredythipoteczny #nieruchomosci pokaż całość
Nie chodzi tu o najgorszy samochód używany, ale o taki, który po co najmniej 18 latach od debiutu zestarzał się w sposób wizualnie najgorszy. To, co podoba się nam w momencie debiutu na zasadzie „och, tego jeszcze nie było”, często po latach wygląda nie tylko przestarzale, ale wręcz żenująco. W tym miesiącu 18 lat kończy samochód, który jest tego najlepszym przejawem. Ale zanim do niego przejdę, chciałem pokazać jeszcze parę innych przykładów aut, z którymi czas obszedł się wyjątkowo źle. Weźmy choćby VW New Beetle Przez moment był szał, zwłaszcza w Stanach. Potem przyszła refleksja w rodzaju: chwila, przecież to jest Golf czwórka z mniej praktycznym nadwoziem, tylko droższy. Bez sensu. Volkswagen z niewiadomego powodu nie tylko utrzymywał New Beetle w produkcji przeraźliwie długo, ale też zdecydował się na stworzenie jego następcy – The Beetle, reklamowanego hasłem „less flower, more power”, który okazał się jeszcze większą porażką. Kolejny przykład to Chrysler PT Cruiser Też trudno mi znaleźć jakieś logiczne wytłumaczenie dla sukcesu tego samochodu i jego długiego okresu produkcyjnego. Nie był ani piękny, ani szybki, ani wygodny. Miał promień skrętu jachtu i dyskusyjną jakość wykonania. Po latach nie widzimy w nim ciekawego przejawu stylizacji retro, raczej rechoczemy z tego jak źle i anachronicznie wygląda na tle dzisiejszych pojazdów. Czy wspominałem o strasznej zwrotności i jakości wykonania? Mieszane uczucia wzbudza Lancia Lybra Z jednej strony nie jest zła, proporcje są zachowane – nie jest to z pewnością samochód pokraczny, jak PT Cruiser. Ale przednie lampy w stylu zapoczątkowanym przez Mercedesa W210 nie bronią się po latach zbyt dobrze. A nie doszliśmy jeszcze do wnętrza, które stanowi bezsensowny miks „niby-to-eleganckiej klasyki” z „niby-to-nowoczesnością-ale-sprzed-20-lat”, przez co wygląda jakby ktoś ustawił wczesny telewizor plazmowy na regale z taniej płyty meblowej udającym regał w stylu Ludwika-któregoś-tam. Czyli źle. Nigdy nie podobało mi się Alfa Romeo Brera Auto stosunkowo nowe, w momencie debiutu dziennikarze po prostu płakali z zachwytu. Każdy mężczyzna powinien raz w życiu mieć Brerę, napisał pewien znany autor. W porządku, może mieć takie zdanie, ale w takim razie ja się do grona mężczyzn nie zaliczam. Choć na znęcanie się nad nieproporcjonalną sylwetką Brery może być jeszcze za wcześnie, wrócimy do tego za 5 lat. And the winner is… Dokładnie 18 lat temu, w czerwcu 2002 r., zadebiutował Nissan Primera P12. Ależ to był szał i redefinicja klasy średniej. Nissan tak skutecznie zredefiniował ją ostatnią generacją Primery, że potem w ogóle się z niej wycofał i postawił na crossovery. Primera P12 była zapowiedziana przez koncept Fusion, który kończy właśnie 20 lat. Za projekt odpowiadało szwajcarskie studio Stephane’a Schwarza, które postawiło na ideę nazwaną „monosilhouette”, czyli jednolita sylwetka, bez wyraźnie zaakcentowanych brył (w odróżnieniu od Primery P11). Nawet nie wyglądało to źle, przynajmniej na pierwszy rzut oka. Zaproponowano aż trzy wersje nadwozia, tj. sedana, liftbacka i kombi oraz niezbyt atrakcyjne silniki – wszystkie czterocylindrowe, w tym benzynowe wolnossące i oraz diesle – DI z wtryskiem bezpośrednim, ale bez common rail oraz dCi i dCi, oba z common rail, oba jak się później okazało, wyjątkowo awaryjne. Dobrego słowa nie można było też powiedzieć o benzynowym który miał za słabe pierścienie i żarł olej. O ile awarie P12 to jedna strona medalu – i to ta, która chyba najbardziej przyczyniła się do śmierci klasy średniej w wykonaniu Nissana – o tyle chciałem tu mówić o tym, jak fatalnie ten samochód się zestarzał. Kiedy pokazywano koncept Fusion, a ja byłem młodym studentem kupującym „Auto-Świat”, nie sądziłem że wnętrze tego modelu koncepcyjnego zostanie przeniesione w tak znacznym stopniu do wersji produkcyjnej. Niestety, tak się stało, co wywołało niezrozumiały zachwyt mediów. Wielki, kolorowy ekran pośrodku z kamerą cofania faktycznie był w tamtych czasach czymś fantastycznym, niezwykłym, przenoszącym Nissana na nowy poziom nowoczesności. Szybko jednak okazało się, że system jest kłopotliwy, mało intuicyjny i ma w dodatku elementy, które utrudniają normalne użytkowanie go, np. nie dawało się włączyć kamery cofania, jeśli nie zapięło się pasów bezpieczeństwa. Nissan N-FORM Z czasem system nazwany N-FORM zaczynał szwankować, pojawiały się problemy z przygasającym ekranem i dżojstikiem sterującym, co w sumie nie dziwi, bo każdy układ tego rodzaju będzie przejawiał ślady zużycia. Kłopot w tym, że trudno było znaleźć części na podmiankę w dobrym stanie albo warsztat, który umiałby to skutecznie naprawić. N-FORM zaliczył jeszcze krótki epizod w nieznanym w Europie modelu Quest, a potem wyparował z Nissanów na rzecz dużo lepszego Nissan Connect. Zasadniczo tak jakby go nigdy nie było, a po co o tym mówić? To niedobra jest. Fot. Dr Antenna/wikimedia commons Tak czy inaczej, po 18 latach od debiutu Primera P12 wygląda przeraźliwie źle. Za młoda na youngtimera, za stara żeby traktować ją jako auto do jazdy, zbyt kłopotliwa jak na samochód japoński, bezwartościowa i niesprzedawalna równocześnie. Coraz rzadziej widywany model P11 wydaje się na jej tle elegancki i bezpretensjonalny. Szkoda, bo w momencie debiutu wyglądało to rewolucyjnie. Ale rewolucje mają to do siebie, że błyskawicznie się kończą i trzeba zastępować je nowymi rewolucjami, podczas gdy konserwatyzm trzyma się tak samo świetnie przez dziesiątki lat.
po co o tym mówić to niedobra jest